środa, 11 czerwca 2014

Lato, słońce i ... głupota.

Nie mogę oprzeć się wyładowaniu z siebie emocji. Jestem kobietą,żoną, matką, i jak każda z nas miewam lepsze i gorsze dni. Czasem mi się nie che, czasem mam wszystko w nosie, czasem potrzebuje odpocząć od codzienności, męża, dziecka... Czasem jestem zmęczona milionem ról, które na co dzień na siebie wkładam. Czasem odnajduje 5 minut dla siebie, żeby nie myśleć o codzienności, tylko skupić się na ulubionej książce, wyjść na piwo z kolegą, poplotkować z siostrą, ale do cholery NIGDY NIE ZAPOMINAM O TYM ŻE MAM DZIECKO!!! Nie wiem, czy mogłoby stać się coś, żebym zapomniała że jadę zawieźć dziecko do przedszkola, że ono jest ze mną w samochodzie.
Wczoraj byłam z kuzynką u lekarza, a podczas drogi powrotnej Kasia zatrzymała się przed małym osiedlowym sklepikiem, żeby skorzystać z okazji i kupić coś na obiad. Nie było jej może 5-7 minut, a ja czekałam w samochodzie z jej 3 miesięcznym synkiem. Jadąc w aucie działała klimatyzacja więc temperatura w nim była bardzo przyjemna. Nie było jej 5-7 minut, a ja musiałam pootwierać drzwi bo po około 2 minutach nie mieliśmy czym oddychać. Byliśmy niczym w puszce zamknięci. To była chwila, a gdzie 8 godzin...
Nie chce wyobrazić sobie, co czuło to dziecko, o którym tata zapomniał. Jak musiało cierpieć i umierać w męczarniach. Obiecałam sobie, że nie będę oceniała, ale czy naprawdę można mieć tyle spraw ważniejszych na głowie, żeby zapomnieć o dziecku w samochodzie? Czy to nie jest tak, że zapominamy o tym, co najistotniejsze,a  pogoń za pieniądzem i stres przed utratą pracy przysłaniają nam życie? Nie wiem... a Wy?

wtorek, 28 stycznia 2014

Historia wyśniona...

Postanowiłam tę opowieść upublicznić, przynajmniej w kilku kawałkach, co i tak nie będzie krótkie... Nie napisałam jej ja, ale osoba, która w moim życiu zawsze coś będzie znaczyć. Przez wiele lat leżała ona w szufladzie, głęboko schowana.
Gdy ją czytam zawsze daje mi nadzieję, cieszy mnie wewnętrznie. Mam nadzieję, ze i Wam Matule przypadnie do gustu...
" Historia, którą zaraz przeczytasz wydarzyła się dawno temu, w odległej krainie, niedosięgniętej przez okręty podróżników Starego Kontynentu. 
Miejsce to, do dziś pozostaje tajemnicą dla poszukiwaczy przygód, wypatrujących jej bezskutecznie od setek lat (...)
W tym miejscu baśniowym żył lud czerwonoskóry, Indianami zwany, wiodący spokojne życie w zgodzie z naturą.(...) Pośród tych cichych i spokojnych ludzi tliły się myśli i uczucia żarliwe, niczym węgla ogniste, jakże wzniosłe i ulotne. Takie też właśnie targały pewną Indianeczką, o której będzie ta opowiastka...
Zwyczajem plemienia było, że (...) bezpieczeństwo składane było w ręce najmężniejszego z wojów, który zasłużył się w walkach niejednych, a jego odwaga światłem była dla młodych. W tej oto tradycji, owy lud żył od setek lat w nienaruszonej harmonii zarówno ze światem ludzi, jak i natury. Tak też w tym świecie spokojnym, przyszła na świat mała dziewczynka, jak wiele razy miało to miejsce, lecz jej przeznaczeniem, wyznaczonym przez bogów była nieprzeciętność. (...) Z czasem wyrosła na piękną dziewczynę o długich czarnych włosach, zielonych oczach, ślicznej talii i aksamitnej cerze. Wielu młodych mężczyzn nie raz oglądało się za nią, gdy tylko wyszła z wigwamu. Nie raz podglądali ją z oddali, gdy kąpała się pod niedalekim wodospadem... ona jednak wydawała się ich nie zauważać traktując, jak powietrze każdego kandydata, który próbował zdobyć jej serce.
Mijały dni i tygodnie...
Na jednym z polowań, zginął rozszarpany przez niedźwiedzia, wódz plemienia. Pieczę nad plemieniem objął młody wojownik znany z rozwagi, mądrości i stanowczości. 
Pewnego dnia mała squo, wracając beztrosko zamyślona, znad rzeki, niosąc dzban pełen wody, zagapiwszy się wpadła na wysokiego mężczyznę i upuściwszy garnek, zalała go wodą. Owym wysokim mężczyzną był wódz...Indianeczka nie wiedząc, co zrobić poczęła przepraszać, lecz ten uśmiechnął się i... oddalił. Zanim przekroczył próg namiotu, ostatni raz spojrzał na Indianeczkę swoim przenikliwym głosem wyrażającym pożądanie. Ona zafascynowana wielkim wodzem, stoi bez ruchu. Pierwszy raz w życiu poczuła szybsze bicie serca na widok mężczyzny i radość na samą myśl o nim. Od tego dnia widzieli się tylko kilka razy (...)
Dni mijały swoim tempem... coś jednak było inne... w oczach małej squo świat był odmieniony. 
W jej oczach pojawił się tajemniczy błysk, przy wszystkim co robiła (...) On jednak wydawał się nie wzruszony... stanowczy, oschły i zamknięty w sobie...
W uszach brzmiały jej słowa wyroczni: "Póki siedemnastu wiosen nie ujrzysz, niczyja pozostaniesz, zaś w dzień w który narodzisz się raz siedemnasty, posiądzie Cię mężczyzna, któremuś przeznaczona."
Wiedziała, ze ten dzień zbliża się... spała coraz mniej spokojna, bojąc się, iż nie zostanie przeznaczona żadnemu...
W dzień przed jej urodzinami matka i diw starsze kobiety z plemienia, zaprowadziły ją do namiotu plemienia ozdobionego kwiatami. W środku (...) szamanki obmyły jej ciało (...), ubrały w odświętną szatę, włosy przyozdobiły wiankiem. Nie mówiły nic mimo licznych jej pytań. 
Słońce chyliło się ku zachodowi.
Widzący to kobiety żywo opuściły wigwam, pozostawiając Indianeczkę z matką. Rzekła ona do córki, zę nadszedł dzień jej chwały. Powiedziała że tej nocy zostanie wydana jednemu mężczyźnie, z którym pozostanie do końca swoich dni. Mówiąc te słowa wręczyła jej mały sztylet. Zaszokowana dziewczyna nie zrozumiała gestu, jednak przeczytawszy napis na klindze - kres - zrozumiała, że to ona ustali swój koniec dni z tym mężczyzną.
Była chłodna noc, z oddali słychać było jedynie wycie wilków...
minuty mijały niczym lata...
myśli nie dawały jej spokoju...
(...) Indianka straciła nadzieję... wtem w wejściu stanął rosły mężczyzna w masce sokoła.
Mężczyzna wszedł do środka i nic nie mówiąc począł grzać dłonie przy ogniu. Dziewczyna krzyknęła do niego: "Wyrzecz swe imię woju, abym mogła wiedzieć, komu żem przeznaczona"
Odrzekł on do niej spokojnym głosem: "Jam jest okiem sokoła, dzikością wilka. Szponem orła i sercem gołębia. Głosem lwa i twoim wybrańcem". Indianeczka w jego głosie rozpoznała wodza, jej ukochanego, o którym tak śniła. Przez pierwsze chwile nie mówili nic wpatrując się w siebie nawzajem, jak gdyby widzieli się po raz pierwszy. (...) Teraz boje czuli się szczęśliwi. 
Noc była wyjątkowo zimna, więc oboje leżąc pod niedźwiedzim futrem spletli swoje ciała i stworzyli jedność. Oddani sobie wzajemnie, toneli w uściskach i pocałunakch. 
Wódz delikatnie osunął jej szatę i począł całować jej ciało - subtelnie nie pośpieszając jej do niczego. Dziewczyna nie zauważyła, kiedy sylwetka wodza cała niknęła pod nakryciem, czuła jednak, ze pocałunki schodzą coraz niżej i niżej zatrzymując się dopiero na jej łonie. Delikatnie pieścił jej ciało... począł zwiedzać je dłońmi. Indianeczce wyraźnie podobały się poczynania wodza, gdyż sama zachęcającymi ruchami, sprowadzała jego dłonie w niższe partie swojego ciała. Wódz zobaczywszy, ze dziewczyna czuje się dostatecznie gotowa, ułożył ją odpowiednio (...) i rozchyliwszy jej aksamitne uda, zatonął w niej, niczym w morskim odmęcie. Usłyszał jedynie cichy pisk i okrzyki radości małej squo, która zaciskała dłonie na jego umięśnionych plecach...
To było najwspanialsze siedem godzin w ich życiu, po których oboje zasnęli. Obudziwszy się wczesnym porankiem, Indianeczka spojrzała na jeszcze śpiącego swego ukochanego, wzięła sztylet powierzony przez matkę i wyszła z wigwamu..
Udała się nad rzekę, po czym z uśmiechem na ustach, wyrzuciła go w pędzący strumie wody..."

środa, 15 stycznia 2014

ZIMA! ZIMA! ZIMA!

Kocham zimę! Jeszcze pewnie o tym nie wspominałam, ale ją kocham! Za to że jest czysto, za to że jest pięknie, biało. Za każdą chwilę spędzoną na wsłuchiwaniu się w skrzypienie pod nogami. 
Długo nas w tym roku przetrzymała, ale gdy dziś zobaczyłam śnieg, nie mogłam się powstrzymać.
 Wspólny spacer! 
Wieczorowa pora!
Oj jak czekałam na ten dzień!
I udało nam się. Mam nadzieję że nie ostatni raz...
Sami zobaczcie :)












No i koniecznie nasze ślady... i zabawa w "kto ma większy"? :)




Zdjęcia - Ja :)
Adaś:  kurtka, spodnie narciarskie - Smyk, czapa, szalik, rękawice - H&M

wtorek, 14 stycznia 2014

Przedszkole ?!

Pisałam Wam już wcześniej o moich przebojach ze żłobkiem. Nienawidzę tego miejsca i to nie dlatego, że jest złe, bo zapewne wielu rodzicom rozwiązuje problemy, ale dlatego że moje dziecko absolutnie było i jest do tego miejsca nieprzystosowane!
Pogodziłam się z moją porażką... tak...tak jako pedagog, wiem że powinnam oswoić go z tym miejscem, ale jako matka mówię kategoryczne NIE!
Ale mój dwulateg plus rośnie...
z każdym dniem jest coraz starszy...
czas leci nieubłaganie i za chwilę... gorący szał wyboru przedszkola, składania podań.
I nie chcę zanudzać, że się boję, bo lęk swój przezwyciężę i oswoję!
Ale oopowiem Wam o sytuacji, która miała miejsce neidawno na zakupach. Rozmowa dwóhc bab - matek. O dzieciach, o problemach z nimi, o radościać i pada magiczne pytanie: a wiesz, że niedługo musisz złożyć podanie do przedszkola?
O Matko, jak ja się bałam tego pytania, ale wybrnęłam... TAK, oczywiście! ( choć wcale nie było to dla mnie oczywiste). Sądziłam że koniec tematu, bo boje się go w całości... ale niestety.
Matka pyta dalej... a jakie przedszkole? - sama nie wiem jeszcze - odpowiadam.
Oczywiście jej pytania miały być dla mnie dorogowskazem, kocham Cioteczkę za wszystkie rady, cenne i pomocne. W końcu Matka ta ma większe doświadczenie. 
Ale wróćmy do rozmowy...
Cioteczka opowiedziała mi w skrócie o przedszkolach z naszej okolicy. Że w jednym jest ok, ale większy nacisk na naukę kładą, że w drugiem panie super, ale mniej się uczą...Pełne rozeznanie :) za co jestem wdzięczna (szczerze!).
Ale nie o to w historii chodzi... jestem pedagogiem, niekiedy nie wszystko mi się z moim "ideałem" udaje, ale mam przekonanie, że dziecko do czasu szkoły, uczy się przez zabawę, a i potem powinno się te elementy łączyć. Na Boga, dla mnie nie ma znaczenia poziom nauczania w przedszkolu!
I znalazła bym co najmniej dziesięć rzeczy, które są ważniejsze!
Z Cioteczką omówiłam, co dla mnie ważne, poglądy się zgodziły, więc chyba są logiczne. Dla Was Matule tez pewnie ważne: ano żeby Pani były kochane przez moje dziecko, żeby ono chciało chodzić, żeby przychodziło umorusane, ale zadowolone, żeby nie traktowało przedszkola jako zła koniecznego, żeby miało kolegów ( no dobra i koleżanki, choć matka zazdrośnica ;)), żeby się bawiło, bawiło i jeszcze raz bawiło, szalało, wygłupiało... A NIE UCZYŁO! nie zrozumcie mnie źle, chodzi mi o taką naukę, że siedzimy przy stolikach i piszemy - wszyscy- na hura- a przynajmniej nie w początkowych grupach. Nie najważniejsze jest dla mnie czy moje dziecko po przedszkolu będzie czytało, ale ważne jest zeby te kilka lat spędziło na zabawie. Nie można dziecku zabrać tego, cow  tym czasie powinno być najważneijsze!
A co Wy o tym sądzicie?

niedziela, 5 stycznia 2014

Puzzle Trio Polski-angielskie

Jest nowe !
Pierwsze w Nowym Roku!

Puzzle Trio polsko-angielskie :)


Przydadzą się w każdym domu, gdzie półtoraroczniak plus mieszka.
Składają się z 30 elementów w ręcznie uszytym woreczku. 
Ręcznie wycinane, ręcznie malowane, a co najważniejsze
EKOLOGICZNE, drewniane, atestowane !
Każda tabliczka to nieskończenie wiele możliwości do nauki poprzez zabawę,
 bo przecież taka ma gościć w naszych domach, prawda?
Ich zalety?
Uczą cyfr, za sprawą pierwszego elementu. I tu możemy działać na wielu płaszczyznach.
Kształt cyfr, kolejność...
Kolejna tabliczka to zwierzątka, dobrze znane dzieciom :) Kolorowe, przepiękne, idealne do nauki liczenia!
I ostatnia - trzecia tabliczka...
zapis polsko - angielski cyfry.
Połączenie tych trzech elementów sprawia, że mamy zabawkę edukacyjną, która posłuży nam długi, długi czas :) Nie znudzi się dziecku, bo w miarę jego rozwoju, będzie stawiała przed nim nowe wyzwania. 
















O puzzlach możecie przeczytać TU  u Panny Mi :)
 i w podsumowaniu Hitów 2013 roku u tych Cudownych Dziewczyn TU

Cena: 59 zł 

Zamawiać można przez profil na facebooku: 
pytania śmiało kierujemy na numer: 793-012-395


czwartek, 2 stycznia 2014

Reaktywacja

Kochani, dawno nic nie pisałam, ale z postanowieniem noworocznym przyszła i reaktywacja!
Chciałabym aby to miejsce istniało, chciałabym aby tętniło życiem. Na jego łamach chciałabym pokazywać Wam też nowości firmy Kutita :)
Już niedługo będzie ich sporo, cały czas z mężem pracujemy...
Chcemy też dla Was stworzyć ofertę bardzo konkretną, jasną, czytelną - ale potrzeba chwilę czasu. 
Oddzielna oferta powstanie także dla przedszkoli, bo i te coraz częściej korzystają z naszych usług. 
A dziś wieczorem podsumowanie naszego roku, a właściwie kilku miesięcy działalności Kutity- magii drewnianych zabawek :) 

środa, 6 listopada 2013

Posiłki, jako pole bitwy. Jak często skaczemy na trampolinie...?

Muszę podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami, a właściwie niepojętą frustracją, bo na swoje oczy niestety to widziałam. Wyobraźcie sobie prawie 80 -cio letnią kobietę, babcię, prababcię, która powinna odpoczywać na zasłużonej rencie po wielu latach pracy. Ale nie... przecież to obrazek zbyt prosty, mało oryginalny, taki pospolity.... Więc jeszcze raz, zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie prawie 80 -cio letnią babcie, skaczącą na trampolinie - widzicie to?  Ale to nie koniec, wyobraźnią sięgnijmy dalej - babcia skacze z jogurtem -  tak, tak, wiem co piszę, z otwartym jogurtem i łyżeczką. Powiecie niemożliwe? Po co? Dlaczego? 
Już prostuję... owa babcia ( kobieta schorowana, ale nade wszystko kochająca swoją 4 letnią wnuczkę), skacze na trampolinie, wiecie takiej ogrodowej, z otwartym jogurtem i łyżeczką i próbuje nakarmić nim 4 letnią dziewczynkę - dodam, że ona skacze 3 razy wyżej niż babcia...
Powiecie - zwariowałam, bajki piszę....
o nie, nie...
historia prawdziwa, rzekłabym rodzinna... 
No krew mnie zalewa na samo przypomnienie sobie tego absurdu !



 
Zawsze powtarzałam i będę powtarzała, że rytuał jedzenia - wpajanie dziecku zachowań związanych ze wspólnym siadaniem do stołu, z czasem jedzenia, a więc czasem oderwania od zabawy, bajek innych czynności jest tak samo ważne, jak mycie zębów, czy rąk!
Nic dziwnego, ze dziecko poniżej 2, a nawet 3 lat, nie chce siedzieć przy stole, nie ma na to czasu, bo wszystko wokół jest ważniejsze. No nie dziwmy się, bo przecież każda chwila zabawy stwarza pole do rozwoju i ciekawych wyzwań dla dziecka - co tam nudne jedzenie, czy siedzenie przy stole...
To my - rodzice, musimy nauczyć, pokazać, tłumaczyć. Napiszę to co wszyscy wiedzą: cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość no i wazówka perswazji - nic nie osiągniemy krzykiem, irytacją... Łatwo napisać, trudniej zrobić - wiem - jestem mamą 2 - latka plus. I powiem wam więcej - im bardziej nalegamy na jedzenie, wmuszamy, skaczemy na trampolinie, tym mniej osiągniemy - dzieci szybko się uczą i wyciągają super wnioski... dla siebie. A my jakie wnioski wyciągniemy?